Jakiś czas temu na łamach Automation Trader pojawił się artykuł, w którym przestrzegaliśmy przed grożącą nam katastrofą. Łańcuchy dostaw są napięte do granic możliwości, a globalna infrastruktura po prostu nie jest gotowa na obciążenia, które na nią spadły.
Spis treści
Gdyby wczesną wiosną 2020 roku ktoś podniósł tezę, że światowa pandemia może tak bardzo uderzyć w dostawy, w najgorszym razie zostałby określony mianem pesymisty i czarnowidza. Jak się jednak okazało, najgorszy scenariusz sprawdza się obecnie na naszych oczach, a prognozy w kontekście zbliżających się świąt nie są zbyt optymistyczne.
Poważny problem
Branżowe media za Atlantykiem już od dłuższego czasu biją na alarm i sygnalizują, że problem jest zbyt poważny, by go zlekceważyć. Serwis „FrightWaves” poświęcił sporo miejsca sytuacji w Los Angeles/Long Beach, a więc największym na świecie porcie rozładunkowym, który z racji swoich rozmiarów bardzo mocno rzutuje na sytuację nie tylko po drugiej stronie wielkiej wody, ale właściwie na całej planecie. Chodzi oczywiście o możliwości portu, który mimo wielkich rozmiarów i bardzo dobrej infrastruktury, nie jest w stanie obsłużyć wszystkich kontenerowców, które do niego zmierzają.
Efekt? Gigantyczne kolejki statków z towarami, które sięgają daleko w głąb oceanu, byle tylko doczekać się swojej szansy na rozładunek. Najbardziej pesymistyczny scenariusz zakłada obecnie przebywanie na kotwicy nawet przez kilka miesięcy, co w sposób naturalny powoduje przerwy w dostawach wszelkich możliwych dóbr, które wraz z miliardami dolarów są uwięzione pod pokładami.
Nie może jednak być inaczej, skoro port musi sobie radzić z natężeniem ruchu na niespotykaną dotąd skalę. W ciagu miesiąca musi obsłużyć ruch kilkukrotnie większy, a wspomniane źródło podaje, że kolejne zwiększenie mocy przerobowych po prostu nie jest możliwe.
Prezydent wchodzi do gry
- Towary, które do nas docierają i opóźnienia z tym związane to jedno z głównych wyzwań, przed którymi swoimi. To niestety wąskie gardło, jeśli chodzi o łańcuch dostaw - powiedział Jen Pisaki, sekretarz prasowy Białego Domu. Sytuacja jest bowiem tak poważna i źle rokująca, że do akcji musiał włączyć się sam prezydent Joe Biden. Już sam ten fakt dość dobitnie pokazuje, że przelewki się skończyły. - To wąskie gardło dotyczy wszystkich branż i praktycznie każdego dniach widzimy z jakimi problemami się borykają. To prowadzi z kolei do sytuacji, kiedy towary przed światami są zamawiane z dużo większym wyprzedzeniem i problem tylko narasta - dodał.
No właśnie… święta. Ich bliska perspektywa to w przypadku problemów z portach ogromny kłopot dla wielu branż. Te najbardziej oczywiste, jak elektroniczna, spożywcza czy odzieżowa to rzecz jasna tylko jedna strona medalu. Po drugiej mamy również sektor przemysłowy, który niezmiennie od kilkunastu miesięcy uskarża się na braki w dostępie do niezbędnych komponentów. Niestety, kolejki na oceanach, a co za tym idzie, coraz mniejsza liczba wolnych kontenerowców, sprawiają, że trudno być w takiej sytuacji optymistą.
Rekordowe ceny
Trudno również w takiej sytuacji liczyć na to, że dodatkowe godziny pracy portów czy otwarcie nowych terminali rozładunkowych mogłoby uzdrowić sytuację. - Nie sądzę, by to się mogło przydać - zdradził Ed DeNike, prezes SSA Containers. - Już otworzyliśmy nasze bramy szerzej, ale to nie ma żadnego znaczenia, skoro nie mamy odpowiedniego wsparcia ze strony kierowców ciężarówek. Po prostu nie ma dokąd przewieźć tego ładunku - dodał.
Cała ta sytuacja już przełożyła się na ceny frachtów, którą są obecnie rekordowe i sięgają nawet 35 tysięcy dolarów! Odciśnie ona również swoje piętno na cenach w ogólnym ujęciu - praktycznie wszystkich możliwych towarów.
Trzeba pamiętać, że branża automatyki przemysłowej nie jest w całym tym zamieszaniu samotną wyspą i także ona zmaga się z problemami. Wydłużone czasy dostaw i wyższe cenny to niestety coś, z czym będziemy się zmagać jeszcze przez jakiś czas, a „odwołane” Boże Narodzenie może być w tym kontekście najmniejszym z problemów.
