Można się gniewać na rzeczywistość i wmawiać sobie, że zachodzące zmiany nas nie dotyczą, ale fakty są takie, że nadchodzi powoli zmierzch ery silników spalinowych. Jak branża się do tego przygotowuje i - a to jeszcze ważniejsze - kto na tym skorzysta?
Zanim zastanowimy się nad odpowiedzią na to pytanie, warto pochylić się nad tym, skąd w ogóle te zmiany? Zapoczątkował je oczywiście rozwój technologii, a swoimi decyzjami przyspieszyła je Unia Europejska, która w swoich długoletnich planach postanowiła zwiększyć do aż 20 procent całkowitą pulę dotyczącą sprzedaży aut z napędami elektrycznymi i to już w 2025 roku!
Liderzy i maruderzy
Dyrektywy Brukseli to oczywiście jedna strona medalu. Państwa członkowskie muszą się nad tymi przepisami pochylić i implementować je w swoich granicach… lub też nie, co zresztą nie byłoby niczym szczególnie zaskakującym. Faktem jest również to, że wiele krajów podejmuje w tej kwestii działania na własną rękę, wyprzedzając ustawodawstwo unijne. Niektóre proponują wprowadzanie na rynek jedynie takich pojazdów, które gwarantują zerową emisję spalin, inne chcą w zdecydowany sposób ograniczyć możliwość wjazdu samochodów benzynowych i wysokoprężnych do centrów miast.
Tak jak w przypadku każdych rewolucyjnych zmian mamy do czynienia z tymi, którzy działają szybko i skutecznie. W tym przypadku można wyróżnić takie państwa jak Dania, Holandia czy Niemcy. Są jednak także tacy, którzy wolą nieco odwlec perspektywę nieuniknionych - tak się przynajmniej na ten moment wydaje - zmian. Tu z kolei można wymienić Polskę, dla której horyzont czasowy przemian to dopiero rok 2050.
Wielki kawałek tortu
Bez względu na to, czy zmierzch samochodów spalinowych będzie odbywał się w sposób szybszy, czy zostanie rozłożony w czasie, niezbędne będzie odpowiednie dostosowanie się do tych zmian. Dla wszystkich producentów oznaczać to będzie nie tylko ogromne koszty, ale również szereg logistycznych problemów. Produkcja aut nowego typu różni się bowiem w sposób zasadniczy od tego, co już znamy i nic dziwnego, że to właśnie przemianom i tym co one oznaczają poświęcono cały szereg różnych analiz.
Na wprowadzanie radykalnych zmian już przed trzema laty zdecydował się Volkswagen, który chce, by z linii produkcyjnych jego zakładu w Zwickau zjeżdżały już niedługo wyłącznie samochody elektryczne. Tak, to dokładnie ten sam koncern, który zaledwie w 2020 roku został ukarany grzywną w wysokości 120 milionów złotych za manipulowanie wskaźnikami emisji spalin w autach swoich marek, a więc nie tylko Volkswagenie, ale również w Audi, Seacie czy Skodzie.
Zmiany zachodzące w branży motoryzacyjnej są bardzo szeroko komentowane, ponieważ jak wynika z wyliczeń Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodowych, sektor ten daje zatrudnienie aż 14,6 milionach pracującym obywatelom Starego Kontynentu. Żeby jeszcze lepiej uzmysłowić sobie o jakich liczbach mowa, warto dodać, że stanowi to blisko 7 procent z całkowitej puli tych, którzy w ogóle są zatrudnieni i pracują zarobkowo. Robi wrażenie, prawda?
Kto straci, kto zyska?
Spore zmiany czekają więc nie tylko koncerny, które będą musiały przestawić się z utartych torów na zupełnie nowe ścieżki. Ich zakłady przejdą modernizacje, ale to przecież nie wszystko. Także pracownicy tych fabryk będą musieli zdobywać nowe kwalifikacje, a niewykluczone, że część w nich - w ramach coraz odważniejszego stawiania na rozwiązania z kategorii rewolucji 4.0 - pożegna się z dotyczasowym stanowiskami.
Najwięcej powinni jednak zyskać ci, którzy działają w sektorze automatyki przemysłowej, a którzy w dużej mierze zaopatrują właśnie branżę automotive. Skoro na horyzoncie widać zmiany i transformację produkcyjną, to wydaje się, że będzie to dla wielu firm okazja na całkiem nowe perspektywy biznesowe. Jeśli dodamy do tego fakt, że rynek półprzewodników i szeroko pojętej elektryki się wciąż rozwija, a komponenty z tych sektorów są potrzebne w coraz większej liczbie urządzeń, to mamy gotowy przepis na nowe lukratywne kontrakty i pokaźne zamówienia.
Ktoś więc na zmierzchu silników spalinowych na pewno straci, ot jak choćby ci, których główna działalność to dostarczanie wszelkiego rodzaju paliw. Inni jednak mogą zyskać, a nadchodzące przemiany - nawet te rozciągnięte w czasie - już dziś stwarzają tym bardziej przedsiębiorczym okazję do długoterminowego zbijania kapitału.